Office 2010: The Movie

No comentare 😉

Social Media Marketing dla początkujących, cz. 1

Słowem wstępu.

Ostatnio przyglądałem się temu co dzieje się w sieci, a w szczególności temu co dzieje się za oceanem (to jest główny powód mojej absencji na blogu). I muszę się przyznać; za brak wpisów odpowiedzialny jest Twitter, Facebook oraz cała masa artykułów o tym jak teraz prowadzi się biznes internetowy w Stanach. Twitter pochłonął mnie całkowicie. Nie można go porównać do niczego innego. To całkowicie inny wymiar prowadzenia biznesu w sieci. Polski odpowiednik Twittera, którym jest Blip, niestety ale nie zbliżył się nawet w połowie do tego co oferuje Twitter.

Oczywiście nie można porównywać tego tak dosłownie ponieważ model prowadzenia biznesu w Polsce, czy w ogóle w Europie, jest zupełnie odmiennym od tego jak robi się interesy w U.S. Jednak nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że ten zza oceanu odpowiada mi o sto procent bardziej niż nasz rodzimy.

Na naszym podwórku najbardziej irytuje mnie to jak bardzo staramy się ograniczyć dostęp do społeczności dla użytkowników, którzy nie wiedzą do końca co to takiego social media i to jak bardzo staramy się wydzielić granicę pomiędzy użytkownikami, którzy z serwisami typu Blip, czy Grono są na co dzień, a tymi, którzy chcą do tej grupy dołączyć. Zawsze znajdzie się jakiś jeden kretyn, który bardzo szybko powiadomi cię o całej liście tego co, jak, gdzie i kiedy zrobiłeś źle!

Wydaje mi się, że jest to podejście odrobinę zbyt konserwatywne jak na ten specyficzny obszar Internetu, w którym znajdują się social media.

Dlaczego w Polsce musisz być niewiadomo kim aby ktoś cię dostrzegł, a w U.S. wystarczy być sobą?

Jako socjolog wydaje mi się, że większość ludzi w Polsce nie jest docenianych z powodu braku odpowiedniego statusu majątkowego i to odbija się później w naszej świadomości. Internet natomiast stanowi miejsce, w którym czujemy się swobodniej, bezkompromisowo i prześcigamy się w niekończącym się wyścigu szczurów, bo nie potrzebujemy do tego gotówki. Każdy stara się pokazać, że tak na prawdę niczego mu nie brakuje i to odzwierciedla w tym, że musi być lepszy od swojego “obserwującego” kolegi.

Natomiast w krajach, które zapewniają ludziom większą stabilizację majątkową, mogą oni skupić się na rzeczach, które są im bliskie i zwyczajnie mogą być sobą.

Jednak to tylko moje przemyślenia i mogę się mylić 🙂 No resources ware made.

What’s Next In Marketing & Advertising

A jednak lokalnie..

Technorati Tagi: ,,

Do niedawna myślałem, że udział w największych projektach związanych z reklamą to cała esencja marketingu. Wydawało mi się, że więcej znaczy lepiej, bo możemy więcej zarobić. Zdania nie zmieniałem nawet w momencie, w którym pisałem o tym, że treść np. na blogu, powinna być zawsze sprowadzana do konkretów. Oczywiście ja na swoim blogu nie zarabiam, tak więc nie ważne ile i co w nim napiszę, zawsze wychodzę na to samo. Jednak czasy się zmieniają, zmienia się także sposób w jaki rozmawiamy z ludźmi na temat tego co i gdzie kupują, że nie wspomnę, iż zmienia się również to co ludzie czytają i ile czasu poświęcają na jedno i drugie.

Przy tak wielkiej ilości wszystkiego co nowe ludzie zaczynają ignorować więcej niż połowę z tych wszystkich nowości. W takim wypadku ich uwagę koncentruje się tylko na rzeczach, które są niezwykłe. Co więcej, ta niezwykłość musi być im dostarczona praktycznie do drzwi ich domów.

Ja przyznam się bez bicia, ale nie nadążam za każdą nowością, która pojawia się w Internecie, gdyż poświęcenie czasu np. dla jednego serwisu, który w jakiś sposób przyciągnie moją uwagę, zajmuje mi przynajmniej kilka godzin. Czytanie artykułów, które mnie interesują to kolejne kilka godzin, a mówię tu tylko o tym co ładuje mi się na RSS-a, bo na szukaniu tego co ciekawe tracę czasami nawet więcej niż dobę.

Więc co robić gdy nawarstwienie możliwości jest zbyt duże do ilości odbiorców? Skupić się tylko na obszarach peryferyjnych. Gdyż to są miejsca, gdzie właściwa treść trafia do właściwych odbiorców. I co najważniejsze, peryferia zamieszkują ludzie, którzy przy odrobinie szczęścia będą gadać o twoim produkcie lub usłudze, a wieści o tym będą się rozprzestrzeniać po okolicy i przyciągać do Ciebie nowych, od razu pozytywnie nastawionych i zaufanych klientów.

Ostatnio w blogosferze toczy sie rozmowa na temat potyczek jakie rozgrywają się pomiędzy treściami zamieszczanymi w serwisach internetowych, agregatorach treści itp., a gazetami w formie tradycyjnej. Chodzi o to, do kogo należy oryginalna informacja i kto w związku z tym generuje sobie traffic na stronie. Ja skomentuje to następująco. Wydaje mi się, że tradycyjne gazety powinny bardziej skupić się na działaniach lokalnych i przede wszystkim na tym, że są gazetami z kiosków, które ludzie i tak będą kupować, a w Internecie niech podejmują działania opierające się na współpracy z blogerami, czy serwisami, typu Wykop. Przecież czytanie jednego niusa w kilku różnych miejscach nie zmieni jego istoty. I nikt mi również nie wmówi, że taka jest nadal idea Internetu (linkowanie). Dziś tak już to nie działa, liczą się inne rzeczy. Oczywiście linkowanie jest ważne, ale nie w sensie powielania ciągle tego samego. Gdyby tak było, to nawet ja zarabiał bym na moim blogu 😉

Internet odzwierciedla Nas. A My zaczyna się od jednostki poprzez grupy aż do społeczności. Każda instytucja musi wymierzyć dobrze swoje siły na zamiary i dopiero wtenczas decydować do której warstwy społeczeństwa się kierować, a nie bezsensownie starać się wepchnąć chłam tam gdzie go nie potrzebują.

Co do pomysłów na niedaleką przyszłość to pewnie za niedługo (a może nawet dzieje się tak już teraz, tylko o tym nie wiem) będzie tak, że na naszych osiedlach będą stawiać przekaźniki, które będą nam dostarczać gazety w wersji elektronicznej do naszych elektronicznych czytników. W ten sposób pozbędziemy się przynajmniej dzieci na bmx-ach rozrzucających gazety po podwórkach.

Działając lokalnie zapewniamy sobie zaufanie. Działając lokalnie musimy działać w sposób niezwykły, a nie nowoczesny. Nowoczesność nie rządzi na osiedlach 😉 Na osiedlu musisz być niezwykły, bo to daje lokalności temat do rozmów, temat na zakupy, na których Ty będziesz zarabiał.

Wiem, że wiem za dużo?

Gospodarka oparta na wiedzy, zarządzanie oparte na wiedzy, Internet oparty na wiedzy, wiedza oparta na wiedzy. Bracie i siostro, czy nie masz już dość i za dużo tej wiedzy?

Z każdym razem, gdy nachodzi mnie potrzeba podzielenia się „czymś” ze światem, zastanawia mnie tylko jedno – Co takiego ciekawego mam napisać tym razem? Przecież kurwa, już chyba wszystko zostało napisane!? I ten sam dylemat powtarza się za każdym razem jak tylko chcę wstawić notkę na bloga.

Nie jestem aż tak twórczy, aby przekształcać w oryginalny sposób informacje powielane przez setki tysięcy blogerów na całym świecie. Poza tym jest to jeszcze bardziej utrudnione, gdy chcesz sam forsować serwisy i mega blogi, uzbrojone w zespoły badawcze i ich burze mózgów, jeziora pełne mamony gotowej do wydania na badania nad rozwojem nanoczegośtam. I nie chodzi mi o to by walczyć z wiatrakami, bo pisać można o dupie maryny i mieć z tego radochę, ale chodzi mi o fakt, iż chcąc napisać coś nowego, oryginalnego i tak nie mam szans , gdyż dobrze wiem, że ktoś zrobił to przede mną. Bo prawda jest taka, że sami nie wiemy ile wiemy.

Ciągle pytamy, więc ciągle odpowiadamy. Nowe odpowiedzi rodzą nowe pytania. Nowe pytania rodzą nowe dziedziny naukowe, te z kolei rodzą nowe specjalizacje, nowe specjalizacje zawężają gałęzie naukowe do kolejnych pytań i błędne koło się zamyka.

Marketing w czasach kryzysu – Tomasz Karwatka, Ideacto

„Touch” Marketing.

Nie chwaląc się, ostatnio wygrałem nowy telefon, Nokię 5800 XM. Wygrałem go w konkursie organizowanym przez My Nokia. Cała rzecz polegała na tym, aby ułożyć ciekawą kompozycję z dostępnych dźwięków, pod wybraną melodię. Do wyboru był podkład Pop, Dance, Hip-hop, Rock i Wolna. Bardzo się ucieszyłem na wieści o tej wygranej bo i tak zamierzałem „uzbroić” się w nowy telefon. Nie zależało mi oczywiście na takim telefonie, gdyż mój portfel świeci pustkami 😉 no ale skoro już jest, to niech i tak zostanie 😉

Wygrana wygraną, jednak czas skoncentrować się na temacie notatki.

Nie miałem jeszcze przyjemności obcowania z telefonem, który posiada wyświetlacz dotykowy, oczywiście poza stoiskami sklepowymi, ale ocena, której dokonałem na temat telefonów z dotykowymi panelami była błędna. Od dwóch tygodni moja nowa Nokia „uświadamia mnie”, że jeśli jest coś czego mogę „dotknąć”, a w razie konieczności obrócić wyświetlacz i dostosować wyświetlaną treść do potrzeb wyświetlanego, mogę to sprzedać nie wkładając w to nawet zbyt wielkiego wysiłku. Dlaczego?

Bo najzwyczajniej w świecie to wielka frajda.

Touchscreeny poszerzają granice marketingu. Chyba o sukcesie App Store nie muszę wspominać. Ilość sprzedanych aplikacji, to w niektórych przypadkach liczby powyżej kilku milionów. Przekładając to na dolary, sprawa sama się wyjaśnia.

Sposób dostarczania, a co za tym idzie odbierania bodźców na urządzeniu z dotykowym wyświetlaczem jest zupełnie inny, niż na standardowych wyświetlaczach. Np.: Załóżmy, że odwiedzamy stronę sklepu Levis. Wybieramy spodnie, które chcemy kupić i oglądamy je z każdej strony, gdyż możemy za pomocą rysika albo palca obrócić je o 180°. Duże wyświetlacze dodatkowo potęgują efekt całej zabawy.

Droga rozwoju nowoczesnych technologii to wyzwanie dla marketingu, ale i jednocześnie nowy sposób docierania do klienta. Bardziej osobisty i skoncentrowany na potrzebach jednostkowych. Sądzę, że touchscreeny w dużym stopniu ułatwią wymianę informacji pomiędzy tymi dwoma podmiotami.


Ja na GoldenLine

Technorati

Add to Technorati Favorites

MyBlogLog

Join My Community at MyBloglog!